CZTERY

Czy tego chcesz czy nie, jedyną jestem ja, śpiewa Edyta Górniak. Ta świetna piosenkarka pochodząca z małych kilkutysięcznych Ząbkowic uosabia to wszystko, o czym marzy każdy. No dobrze, być może są wyjątki, którym bogactwo, sława i uroda nie są potrzebne. Ktoś mi ostatnio mówił że woli spać spokojnie w M-4 niż drżeć co i raz na myśl, iż złodziej czai się tuż za rogiem jego pałacu.
Dlaczego zacząłem od sławnej i lubianej piosenkarki? Otóż jest ona przykładem, iż ciężkim wysiłkiem można osiągnąć co tylko się chce. Mnie osobiście ujęło to, iż Edyta Górniak posiada fanki, które na jej widok stają jak zaczarowane. I na tym polega urok wielkich gwiazd. Autentyczność zachowań fanów jest miernikiem ich wielkości.
Czy wielkimi postaciami są ci, którzy chcą osiągnąć wiele przekreślając dane słowo? Na pewno nie. I mimo, iż coraz trudniej, w dobie kultury internetowo-esowo-emotikonowej, oczekiwać klasycznych postaw i akademickiego savoir-vivru, to jednak są wartości uniwersalne i ponadczasowe.
Podeptała je swego czasu Joanna Kluzik-Rostkowska. Wybrała łatwy chleb. Tym, których zostawiła samych sobie, nie zaoferowała nic w zamian, oprócz wyniosłej i lekko drwiącej postawy polityka, któremu przystoi wszystko. Teraz jest, nad wyraz często, gościem stacji telewizyjnej, która nie dalej jak we wtorek pokazała antypjnowski materiał, i, co równie ciekawe, uprzedziła ciekawą programowo inicjatywę PJN i Nowej Prawicy w sprawie zmian w prawie drogowym.
O czym świadczy taka, a nie inna działalność stacji telewizyjnej? Edyta Górniak jest piosenkarką. Pan Jan Kowalski jest inżynierem. Pani Anna Nowak jest, na przykład, kwiaciarką. W tym sensie każdy z nich zawodowo odgrywa jakąś rolę. Dopóki Pan Jan Kowalski nie zaczyna zawodowo parać się piosenką, Pani Edyta Górniak na chleb zarabiać, sprzedając kwiaty, a Pani Anna Nowak utrzymywać trzyosobową rodzinę budując mosty, wszystko jest O. K.
Ale mamy obecnie deficyt społeczeństwa i państwa w tak wielu aspektach, iż stacja telewizyjna spełnia rolę komitetu politycznego partii lub rządu, rząd odbiera zagraniczne, zwłaszcza niemieckie nagrody, a swoim państwem, rządzi partia, której inicjały społeczność internetowa przetłumaczyła już na wszystkie możliwe, pejoratywne, a jakże, nazwy. A każdy z Polaków marzy, co najmniej, o świętym spokoju.
Nie można się temu dziwić. Bo przecież, jeśli jesteśmy w powyżej opisanej sytuacji, oczekujemy już tylko cudu.
W moim przekonaniu receptą na nasze obecne bolączki i trudności jest to co próbujemy robić od 1989 r. A więc coraz mniej centralizacji, coraz więcej samorządności, odpowiedzialność w dół. W tym sensie nie zgadzam się z diagnozą Marka Migalskiego, iż społeczeństwo obywatelskie przeżywa trudne chwile. Podane przykłady PZPN i PZD są o tyle nietrafione, iż Marek Migalski-polityk, "zapomina" o całej, swego czasu, masie polityki wokół obu tych instytucji. Niech za przykład posłuży chodnik.
Napisałem do Prezydenta miasta Białegostoku, iż źle uczyniono likwidując przejście dla pieszych w centrum Białegostoku. I co się okazało? Trafna i merytoryczna argumentacja mieszkańca, jednego z wielu tysięcy podlasian, trafia do kompetentnego urzędnika, który rozważając wszystkie za i przeciw, przywraca dobre rozwiązanie komunikacyjne.
Dlatego też w dalszym ciągu warto, moim zdaniem, popierać myślenie w kategoriach lokalnych, regionalnych, oddolnych. W moim przekonaniu, skoro posiadamy obywatelstwo Unii, jesteśmy w potężnym sojuszu wojskowym, dewaluacja państwa, jak chce Marek Migalski, jest procesem i naturalnym i oczekiwanym.


Komentarze

Popularne posty